 |
Ostatnia baza flot -Tomasz konecki |
 |
Ostatnia baza flot - Tomasz Konecki |
Rozlulo się morze szeroko
Kontradmirał Jelisiejew podniósł się zza ma-
sywnego biurka i zmęczony wielogodzinnym ślę-
czeniem nad papierami, rozprostowując kości,
podszedł do drzwi, balkonowych. Z lubością wy-
stawił twarz na powiew orzeźwiającego wiatru,
który przedarł »się przez mury i ogrodzenia, re-
sztki bastionów i gęste krzewy sewastopolskich
akacji. '
Był pogodny wieczór czerwcowy. Spośród
rzadkiej przędzy obłoków wyzierały gwiazdy,
łącząc się ze światłami amfiteatru centralnych
ulic miasta, które wyrastając na podobieństwo
gigantycznego okrętu z wód zatoki, wpełzało
swymi kwartałami na okoliczne wzgórza. Białe
budynki, wzniesione z inkermańskiego kamienia,
tonące W soczystej zieleni i barwnym kwieciu,
nabierały niemal bajkowego kolorytu.
Na szerokich bulwarach í schodach, opadają-=
cych ku przystani, panował wyjątkowy ruch.
Tłumnie wlewali ,się W ulice miasta jego miesz-
kańcy, licznie przybyli turyści i kuracjusze oraz
marynarze Floty Czarnomorskiej. ,Po'~upaln~ym
_dniu jrozkoszowa-li się miłym chłodem. _` j
Z rzęsiście oświetlonymi ulicami kontrastował
tonący W granatowym płaszczu nocy port Wo-
jenny. Zazwyczaj z nadejściem zmroku rozbłys-`
kiwał on tysiącem świateł. Na czarnej gładzi za-
toki i portowych basenów migotały odblaski
świateł ,okrętowych i latarni. Dziś jakby noc po-
chłonęła Zatokę Północną, W której stała eskad-
ra okrętów. Po powrocie z ćwiczeń dowódca nie
odwołał jeszcze rozkazu o zaciemnieniu. Tylko
W kilku miejscach, gdzie stały dyżurne okręty,
jarzyły się ledwo widoczne światełka.
Ale eskadra nie spała. Jelisiejew, zasłuchany
W przytłumione dźwięki, dobiegające od Graf-
skiej Przystani, rozróżniał wtapiający się w szum'
morza warkot barkasów, dowożących paliwo i
amunicję, skrzypienie dźwigów, zgrzyt łańcu-
chów kotwicznych. W _odgłosy teÍ wplatały się
dźw-ięki bajanów i tęskne pieśni,
Ku brzegowi zbliża się łódź z rozśpiewanymi
szczęśliwcami, którzy uzyskali przepustkę. Wioś-
larze rytmicznie pochylali się, zarzucali wiosła
do tyłu i naciskali na nie 'z rozmachem. Łódź szła
szybko, zostawiając za soba ślad zawirowanej wo-
dy. Rozległ się przyjemny młodzieńczy tenor ,,za-
piewajły":
‹ Rozlałasię morze śzeroko "fi,
` 1 słychać daleki szum fal... W'
Jelisiejew mimo Woli przyłączył się do śpie-
wu, nucąc pod nosem zakończenie:
'4
Cóż, matko, pożegnag' się z .synem..¿_
' Zapłaczesz na pewno nieraz,
Arƒale za burtą wciąż płyną
I gaśnie w oddali ich blask. .
'Jelisiejew uśmiechnął się. \ 4
-- Odbijają' sobie trudne ćwiczenia. Dobrzy,
ofiarni chłopcy. Dawali z siebie wszystko. _
Z zazdrością wspominał czasy, kiedy sam był
młodym marynarzem, beztrosko patrzącym wi
przyszłość, wolnym od kłopotów, dziarskim i za-'
,wadiackim. A teraz? Z żoną częściej rozmawia
telefonicznie niż osobiście. Kilkunastogodzinny
dzień pracy stał się normą. Dziś też nieprędko
wróci do domu. W poniedziałek ważna odprawa,
do której trzeba solidnie się przygotować.
Nie bez oporów zasiadł ponownie przy biurku,
zawalonym dokumentami sztabowymi. Analizując
zakończone ćwiczenia dostrzegał pewne braki w_
organizacji i dowodzeniu, choć zastępca ludowe-'
go komisarza Marynarki Wojennej, admirał Isa-
kow, Wysoko ocenił sprawność sztabów, okrętów,
i dęsantowej dywizji. ~
Wprowadzona przed niespełna rokiem „Tym-
czasowa instrukcja prowadzenia operacji mor-
skich” nie została jeszcze opanowana przez do-
wódców i sztaby. W głębi duszy Jelisiejew żywił
Wątpliwości w odniesieniu do niektórych zało-'
żeń, ustaleń i nakazów tej.i innych instrukcji
oraz regulaminów. ` ‹.
Uchwała Komitetu Obrony przy Radzie Komíd.
sarzy Ludowych, podjęta 25 maja 1940 r., prze-=
Krótki adres tej książki to
http://bit.ly/wks0005 zapraszam Cię do pozostawienia komentarza oraz do przekazania tej książki innemu czytelnikowi. DZIĘKUJĘ !